Oto opowieść o doktorze od duszy, czyli dlaczego i jak należy wybaczać i dziękować.
– Do widzenia, kochanieńka i proszę pamiętać: wybaczać, wybaczać i jeszcze raz wybaczać! Trzy razy dziennie po jedzeniu! Zdrowia życzę! Następny!
– Dzień dobry, panie doktorze.
– Niech i dla pani będzie dobry. Co pani dolega?
– Boli dusza. Pan jest przecież doktorem od duszy?
– Od duszy. Taką mam specjalizację. Co się stało z pani duszą? Coś ją zraniło?
– Nie wiem, Chyba tak. Jakoś jej nie czuję, drętwieje ciągle. I w ogóle źle się czuję. Nie potrafię wymawiać “lubię” ani “kocham”.
– O, to bardzo powszechna choroba. Proszę mi powiedzieć, jak się pani odżywia.
– Odżywiam? Zupy jadam, warzywa, owoce. Lubię czasem coś sobie przygotować smacznego. Uwielbiam pomarańcze, kocham lody, czekoladę też kocham.
– To jednak potrafi pani mówić “kocham”.
– Nie zrozumiał mnie pan. Ludziom nie potrafię tego powiedzieć.
– Rozumiem. Proszę oddychać. Głębiej! Po co się pani tak napina?
– Nie potrafię głębiej. Zatyka mnie.
– Dobrze, zapisuję: “nie pozwala sobie na oddychanie pełną piersią”… Teraz proszę nie oddychać. Nie oddychać, nie oddychać… Już, może pani oddychać. To chyba już pani nawyk – nie oddychać?
– Dlaczego pan pyta? Przecież jakby oddycham….
– No właśnie – jakby. A w rzeczywistości tylko pani udaje. Boi się pani otworzyć drzwi. Zamknęła pani wszystkie uczucia w komórce i je tam więzi. Pilnuje pani, żeby nie wylazły. Zaciska je pani coraz bardziej.
– Ale przecież uczuć nie powinno się pokazywać. Dławię je w zarodku.
– No to ma pani przyczynę kłopotów z oddechem. Nazbierała pani zarodków, całe płuca zajęte. Dławienie uczuć to zbrodnia wobec własnego organizmu.
– To co mam z nimi robić?
– Uznać, że istnieją. Nazwać je po imieniu. I pozwolić im być. Zaprzyjaźnić się z nimi.
– Potem się nimi zajmę, a teraz przyszłam do pana, bo nie umiem mówić “kocham”.
– Proszę się wyprostować. Opukam panią.
– Ojej! Auć! Proszę nie dotykać! Boję się!
– Ach tak, znaczy, że tym stukaniem obudziliśmy obawy. Bardzo dobrze! Ale przecież to panią nie boli, więc czego się pani boi?
– Bólu. Nie chcę, żeby bolało!
– A kiedy boli?
– Jak się uderzę albo oparzę, albo przewrócę….Dużo jest takich możliwości, żeby bolało….
– Kochanieńka, to pani się boi miłości!
– Ja? Boję się? A co miłość ma do rzeczy…..
– Przecież miłość to właśnie wzloty i upadki, ostre zakręty, stłuczki, płomienie i fale. Miłość nie może być ostrożna!
– Wiem, doktorze….Zdarzało mi się….
– I teraz się pani boi?
– Tak. Boję się. Odrzucenia, zdrady, kłamstwa. Porzucenia też się boję.
– Dlatego więzi pani swoje uczucia, ochrania je pani z każdej strony, ratuje przed bólem. A one gniją w niewoli, cierpią…. Pani choroba jest uleczalna, ale musi pani pokochać siebie. Wówczas nie pozwoli pani, aby ktokolwiek panią zranił – to nie będzie możliwe. Będzie pani bezbłędnie dokonywać najlepszych dla siebie wyborów.
– To znaczy, że teraz siebie nie kocham?
– Przecież pani do mnie przyszła, więc jakiś początek już jest. Zaczęła się pani o siebie troszczyć, a to oznacza rozpoczęcie kuracji.
– A jak to jest kochać siebie?
– Proszę zacząć siebie słuchać. Swoich życzeń, swoich odczuć. Przecież o co bym pani nie zapytał, to pani mówi “nie wiem”, “nie czuję”…. Jeżeli sama pani się do siebie odnosi z takim lekceważeniem, to czemu inni mieliby panią traktować poważnie?
– To co ja mam robić? Jak nauczyć się miłości do siebie?
– Proszę się oszczędzać, wspierać, pochwalić siebie czasami…. Nie przeciążać się, nie forsować. Robić tylko to, na co pani ma ochotę. Nie na wszystko ma pani ochotę? Tak zrobić, żeby ochota była, żeby radość była w każdym pani działaniu…. Nie obrażać się.
– Dobrze, spróbuję….kochać siebie, radość, być sobie życzliwą…..
– To tyle. Niedługo poczuje pani, że w środku zwolniło się miejsce na miłość. Myślę, że możemy się już pożegnać. Medycyna zrobiła swoje, teraz wszystko w pani rękach.
– Panie doktorze, ale jak się to miejsce ma zwolnić, jak tam tyle tego wszystkiego?
– Tak, to prawda, nagromadziła pani sporo. Kamienie…..zarodki….połknięte urazy…. Dużo tego.
– To co ja mam z tym zrobić? – Wybaczać, wybaczać i jeszcze raz wybaczać! Trzy razy dziennie po jedzeniu! Zdrowia życzę! Następny!
To wszystko ma sens dla ludzi ale nie w wieku podeszłym .Jak się ratowac gdy nadzieja na lepsze jutro juz umarla bo wszyscy bliscy z mojego pokolenia odchodzą.. Nie ma juz mizliwosci praktycznie na nowe związki .
Mam tu na mysli seniorów powyzej 80 i 90. W domach opeki takich ludzi trzymają pól dnia w łózkach a pól dnia przywiązanych na wøzkach. Mimo, ze jeszcze poruszają się na własnycbh nogach zakladają im pampersy i dwa razy dziennie tylko wymiemiają. W źadnym wypadku nie prowadzą do toalety.. Rucbowo praktycznie obezwladniają. źeby miec spokój. I to sa niby te lepsze prywatne domy za 4600 zł miesięczmie.