Jeżeli usłyszycie od lekarza „ma pan(i) raka” nie popadajcie w histerię, bardzo proszę! Ja wiem, że takie słowa, w zależności od psychiki chorego, mogą niezwykle osłabić a nawet zabić. Niestety, skończyła się dyplomacja w służbie zdrowia i teraz jadą rakiem po oczach nie zwracając uwagi na emocje pacjenta. W tej sytuacji zalecam spokój.
Diagnoza
Trzeba wiedzieć, po pierwsze, że tego typu diagnozy nie są pewne. Nawet słynne tomografy mylą się więc zawsze trzeba brać to pod uwagę. Są przesłanki ku temu, bo, jeśli opierać się na statystyce, diagnoza choroby nowotworowej jest prawdziwa w pięćdziesięciu procentach! Bardzo często za nowotwór uznaje się różne nieprawidłowości w naszym ciele, chociażby najzwyklejsze tłuszczaki na przykład.
Jest także niekonwencjonalny sposób sprawdzenia czy mamy raka, który propaguje pan Stanisław Derejczyk. Potrzebny jest test ciążowy zawierający gonadotropinę, który podobno jest niezwykle skuteczny. Jeśli wyjdzie ciąża, a jesteś mężczyzną, to najprawdopodobniej masz raka. Z kobietami jest gorzej, chyba że są poza wiekiem rozrodczym albo mają 100% pewność, że nie mogą być w ciąży. Oczywiście potem taką diagnozę trzeba potwierdzić u onkologa i to niejednokrotnie, to chyba oczywiste.
Ja bym jednak nie przywiązywał nadmiernej wagi do diagnoz. Nawet gdyby wszystkie potwierdzały, że mam raka, zostawiłbym sobie w umyśle margines niewiary. Niech nasze myśli skupiają się na tym, że jednak raka nie mamy. Ten wydawałoby się drobny psychologiczny myk pozwala zbudować na nim gmach samouzdrawiania. Wiem coś o tym, bo tak właśnie zacząłem myśleć, gdy u mnie diagnozowano nowotwory jeden po drugim. To wcale nie znaczy, że nie powinniśmy wziąć byka za rogi i zacząć się leczyć. Jedno nie wyklucza drugiego, w każdym razie, wobec tego typu diagnoz zalecałbym duży sceptycyzm.
Bardzo często jestem pytany, ile razy od tamtego „nowotworowego okresu” sprawdzałem się na tomografie czy w jakikolwiek inny sposób. Odpowiadam: ANI RAZU! Jeśli już trzynaście lat żyję po tych nowotworowych incydentach i czuję się dobrze, to po jaką cholerę mam się sprawdzać?! Jestem pewien, że znaleźliby we mnie jakieś komórki nowotworowe, bo oni potrafią je znaleźć w każdym! Wystarcza mi obserwacja własnego ciała nu i chwatit. I nie pozwalajcie sobie na biopsję – o czym dalej.
Chemioterapia
Każdy chyba wie, że tradycyjna terapia raka jest bardzo droga i to począwszy od postawienia diagnozy. Gdy już tomografy i PET-y znajdą guza onkolog najczęściej proponuje biopsję, na którą pacjent musi wyrazić zgodę. Lekarz twierdzi, że pobranie wycinka takiego guza pozwoli ustalić, czy zawiera komórki nowotworowe, ale nie bardzo rozumiem celowości tego zabiegu w świetle medycyny naturalnej.
Nasz system odpornościowy nie próżnuje przecież i jeśli w naszym ciele rodzi się nowotwór otacza go warstwą ochronną i powstaje wtedy jakiś rodzaj torbieli czy cysty, w której nowotwór jest zamknięty. Biopsja narusza tę warstwę ochronną i nowotwór ma szansę „rozsiać się” po całym ciele, więc po kiego licha robić coś takiego? Tylko dlatego że za to NFZ płaci? Przecież jeśli guz musi być usunięty, to go usuńmy! I tak po operacji będzie zbadany!
Operacja to operacja, chirurgia stoi teraz na bardzo wysokim poziomie i gdy guz uciska na jakiś organ, naczynie krwionośne czy nerw powinien być usunięty, nie ma o czym mówić. Znam wielu ludzi, którym wycięto guza nowotworowego i żyją sobie w dobrym zdrowiu. Ale nie znam ani jednej osoby, która przeżyła dłużej niż kilka lat, jeśli po operacji zdecydowała się na chemię. Pewnie takie osoby są, ale ja ich jakoś nie spotkałem, bo chemia niszczy zwykłe komórki rakowe, ale nie niszczy tych macierzystych, zdolnych do przerzutów.
To nie plotki – to fakty
Teraz już wiadomo, że nie tylko rak zabija, ale chemioterapia również! To nie są plotki przenoszone pocztą pantoflową, bo w najbardziej prestiżowym czasopiśmie medycznym The Lancet Oncolog opublikowano szokujące wyniki badań, z których wynika, że chemioterapia zabija połowę chorych na raka! Chemioterapia to niezwykle inwazyjna i toksyczna metoda, medycyna dysponuje różnymi jej odmianami, bardziej lub mniej toksycznymi, a wszystkie mają za zadanie zabić komórki nowotworowe.
I każda skutecznie je zabija, tyle że nie odróżnia zmutowanych komórek od tych zdrowych. Zabija więc jak leci, a gdy zabraknie tych nowotworowych zabija tylko zdrowe, czyli powoli, ale skutecznie uśmierca samego pacjenta. I jeszcze jedno: chemioterapia uszkadza system immunologiczny, czyli naszego wewnętrznego doktora. Pacjent po chemioterapii jest praktycznie bezbronny, może go zabić pierwsza lepsza infekcja i bardzo często zabija! Umieramy wtedy na zapalenie płuc na przykład.
Czy nie warto zatem mocno zastanowić się zanim podejmiemy decyzję o chemioterapii?
A może metody naturalne?
To nie jest tak, że naukowcy nie znają żadnej innej metody leczenia raka jak tylko chemioterapia. Tych dość dobrze znanych naturalnych metod jest naprawdę sporo, a ich skuteczność jest potwierdzona w wielu badaniach. Jednak jakoś nie przebijają się do opinii publicznej i nie są wdrażanie do procedur obowiązujących w medycynie akademickiej. Czuwają nad tym korporacje farmaceutyczne, które za nic w świecie nie dopuszczą, aby zaprzestano megakosztownych zabiegów. I co z tego, że szkodliwych? Za to przynoszących ogromne dochody! Dlatego właśnie metody naturalne nie będą dopuszczane, ale potępiane i ośmieszane we wszystkich mediach!
I właśnie dlatego, mimo coraz bardziej dostępnej wiedzy o metodach niekonwencjonalnych, większość pacjentów przyjmuje chemioterapię bez najmniejszej refleksji. Ci, którzy trafiają do mnie pytają, czy brać chemię czy jej nie brać. Nigdy nie odpowiadam na takie pytanie, bo to próba przerzucenia odpowiedzialności na mnie! To patient* ma wziąć odpowiedzialność za własne zdrowie! I to jest właśnie najtrudniejsze, dlatego stara się przerzucić ją na kogo się da. Nie udało się z Penksykiem, uda się z onkologiem. I udaje się, bo onkolog leci po procedurach nie mając żadnych rozterek z tego powodu.
A ja tylko przedstawiam fakty i możliwości decyzje zostawiając patientowi. Te decyzje są różne, jedni biorą chemię inni nie, ale to są ICH decyzje. Czasami nie tak trudno ją podjąć, gdy np. dotyczy raka prostaty. Statystyka mówi, że z nieleczonym rakiem prostaty można żyć od 40 do 70 lat! Natomiast usunięty i potraktowany chemią skutkuje zejściem w ciągu trzech lat! Statystycznie rzecz jasna, więc możecie znać jakieś wyjątkowe przypadki.
Pewnie, że komfort życia z rakiem prostaty nie jest z górnej półki, bo musimy się liczyć z częstym siusianiem co, szczególnie w nocy, jest trochę upierdliwe. Tyle, że ładnie reaguje na naturalne leki, np. prostero, achiote czy borowinę z jeziora Saki i te dolegliwości łagodnieją albo całkowicie ustępują. Oczywiście dodając do tego dietę, oczyszczanie, witaminy itd. Nie wolno także zapominać, że ogromną rolę odgrywają tutaj stosunki seksualne, które powinny być regularne i możliwie częste.
Prostata i Pan Józef
I tu mi się przypomina mój patient Józef, starszy pan inżynier koło sześćdziesiątki, któremu także zaleciłem seks. Józef żachnął się jednak, bo z małżonką nie uprawiają seksu od lat! – No to zaczniecie – nalegałem! – W życiu! – krzyczał Józef – ona się nigdy nie zgodzi! – A prosiłeś? – Nie i nie poproszę, bo odmówi! Wyśmieje mnie, upokorzy i będę się czuł jak zbity pies! Za dobrze ją znam!
Zacząłem wtedy opowiadać Józefowi, żeby nie prosił wprost, ale wymodził jakąś kolację przy świecach, kupił kwiaty, czerwone wino, włączył przeboje z lat sześćdziesiątych… Nawet nie zdajecie sobie sprawy, ile czasu na moich sesjach muszę poświęcić na tego typu… oczywiste oczywistości.
Józef wściekał się, że to nic nie da, ale gdy w perspektywie stoi u wezgłowia biała dama z kosą wydukał wreszcie, że spróbuje chociaż wie, że nic z tego nie będzie, bo… powtórzył z naciskiem, za dobrze zna swoją małżonkę. I ostatecznie jednak była chata, w chacie szkło i łapka w łapkę wszystko szło… Józef żyje do dziś z małżonką, której jak się okazuje, jednak za dobrze nie znał.
Wojna o metody leczenia
Czy to nie dziwi, że aby pozbyć się choroby nowotworowej trzeba leczyć się niejako „w podziemiu” unikając oddziałów onkologicznych? Nie dziwi, jeśli weźmiemy pod uwagę, że życie ludzkie nie ma żadnego znaczenia w porównaniu z zyskami jakie czerpią światowi oligarchowie z naprawdę drogich i najczęściej bezskutecznych terapii. Niszczenie lekarzy stosujących naturalne i skuteczne środki antynowotworowe zaczęło się już w 1905 roku w USA, a gdzieżby indziej.
Stworzono tam wtedy instytucję AMA i Departament śledczy do ścigania i zamykania lekarzy stosujących naturalne praktyki leczenia raka. Niszczono laboratoria, konfiskowano materiały naukowców czy lekarzy, którzy badali nowe metody leczenia raka. Bez skrupułów aresztowano ich, uciszano a tych niepokornych mordowano. Czasami przekupywano i np. badaczowi raka dr. Arthurowi Kendallowi zapłacono w 1939 roku około 5 mln dolarów (po przeliczeniu na dzisiejszą wartość) by przestał badać raka i przeszedł na emeryturę w Meksyku, bo tam akurat miał kawałek ziemi. Długo się tymi dolarami nie nacieszył, bo w 1944 roku zmarł z „nieznanych powodów”.
Nie tylko blokowano badania nad leczeniem raka, ale robiono wszystko, żeby ludzie chorowali jak najwięcej. Dlatego fabryki spożywcze w latach pięćdziesiątych zaczęły dodawać rakotwórcze dodatki chemiczne i konserwanty w produkcji amerykańskich puszkowanych produktów. Od roku 1970 inwazyjne procedury medyczne stały się absolutna normą w leczeniu raka. Radio- i chemioterapia, mammografia i niebezpieczne toksyczne leki muszą być stosowane obligatoryjnie.
W tym samym czasie dr. Stanisław Burzyński odkrywa najlepszą i nietoksyczną metodę leczenia nawet najbardziej śmiertelnych rodzajów raka. W 1977 rok zorganizowano nalot na jego klinikę, wykradziono opatentowane formuły i skonfiskowano karty pacjentów. Ale to były już inne czasy i dr. Burzyński do dziś leczy ludzi z rakiem w swojej klinice w Teksasie, bo przecież trudno skonfiskować wiedzę, którą ma się w głowie.
Obejrzyj film z dr Burzyńskim – „Rak to wielki biznes”.
Walka z lekarzami, naukowcami i terapeutami stosującymi metody naturalne trwa do dziś. Najczęściej wyśmiewa się metody niekonwencjonalne, deprecjonuje wartość medykamentów roślinnych, a niektórzy twierdzą, że aresztowania i zabójstwa wciąż mają miejsce. A niby dlaczego Jerzy Zięba zwiał z naszego ukochanego i umiłowanego kraju? Jeśli nie boi się o życie to o swoją wolność jak najbardziej.
Mapa drogowa wychodzenia z raka
Co jakiś czas elektryzuje nas informacja, że wynaleziono jakiś rewelacyjny lek na raka. Nie ma takiego leku, proszę państwa! Nie ma i najprawdopodobniej nie będzie, bo rak nie jest guzem nowotworowym. To choroba psychiczna i metaboliczna, a guz jest tylko jej objawem! Dlatego właśnie chemioterapia jest tak nieskuteczna a czasami zabójcza, bo walczy z objawem! Z objawem, czyli guzem, bardzo często uda się wygrać, ale rak zostaje i mamy tzw. przerzuty!
Żeby wyleczyć się z choroby nowotworowej trzeba podejść do patienta holistycznie i leczyć człowieka, a nie raka! Tego nie da się załatwić jednym zabiegiem, zastrzykiem czy pigułą, tu potrzeba szeregu konsekwentnych zindywidualizowanych działań, więc te wszystkie onkologiczne procedury można spokojnie wyrzucić do kosza!
Zamiast nich chory powinien skupić się, według mnie, na następujących działaniach:
- Najważniejsze to dotrzeć do podświadomości, wymieść poczucie winy, krzywdy, żal, depresję a przede wszystkim strach! I tutaj nie ma lepszego narzędzia jak hipnoza! Ewentualnie dobry psycholog, ale o takiego trudniej niż o białego nosorożca.
- Zmienić dietę! Obowiązkowo zmienić dietę! Jerzy Zięba proponuje dietę ketogenną, ale ja uważam że często wystarczy zrezygnować z mięsa i słodyczy na rzecz warzyw i owoców. To wystarczy. W moim przypadku taki sposób odżywiania sprawdził się znakomicie!
- Oczyszczenie organizmu z metali ciężkich, pasożytów, grzybów i pleśni. Są na to setki sposobów i środków naturalnych.
- Natlenić organizm. W komórkach natlenionych rak nie rozwija się. Wskazana jest komora normo lub hiperbaryczna, woda utleniona podawana dożylnie albo kąpiele w siarczanie magnezu. Obejrzyj zapis webinaru z dr Janem Pokrywką – twórcą komór norm-barycznych.
- Likwidacja stanów zapalnych, czyli usuwanie wolnych rodników poprzez wlewy dożylne z askorbinianu sodu. Przykładowy eBook: Jak dzięki diecie likwidować stany zapalne? (dostępny także bez dodatkowych opłat w ramach Klubu Rewolucji Zdrowia).
- Odtworzenie układu immunologicznego – podawanie witamin, minerałów, prebiotyków i probiotyków w celu odbudowania flory bakteryjnej w jelitach.
- Odkwaszenie organizmu (z kwasu mlekowego przede wszystkim). Można wykorzystać zwykłą sodę oczyszczoną i podawać według lekarza Tullio Simoncini.
Tak wygląda moja skrócona mapa drogowa, która najczęściej prowadzi do sukcesu. Jak się domyślacie ja biorę na siebie punkt pierwszy, a pozostałe sześć punktów zostawiam lekarzom. Dobry lekarz, a jest ich coraz więcej, określi poziom witamin, kwasowość ciała, zrobi wlewy dożylne itd! I wcale nie musi być onkologiem a nawet NIE POWINIEN! Musicie znaleźć takiego lekarza wokół siebie, bo tacy są! W Warszawie na przykład jest znakomity dr. Wojciech Grodzki na ul. Karwińskiej 11, który zajmuje się pacjentem holistycznie! W połączeniu z moją hipnozą i uzdrawianiem kwantowym terapia daje świetne rezultaty!
Spójność medycyny akademickiej i medycyny nekonwencjonalnej to jest właśnie postęp, nowoczesność, XXI wiek i mam nadzieję, że już niedługo stanie się akceptowana we wszystkich szpitalach i przychodniach zajmujących się nie tylko rakiem.
Nieuleczalni ludzie
O chorobach nowotworowych można nieskończenie, ale najważniejsze jest indywidualne podejście do każdego patienta. Mapa drogowa, która przedstawiłem jest niezwykle skuteczna w większości przypadków i wcale nie trzeba skrupulatnie przestrzegać wszystkich siedmiu procedur. Nierzadko dwie czy trzy z nich zapewniły sukces, a czasami trzeba było do tych siedmiu dołożyć coś jeszcze, np: jod, olej z konopi, wyciąg z piołunu czy witaminę B17 i D3.
Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że najważniejsza jest zmiana trybu życia i myślenia! Pokutuje szkodliwy przesąd, że raka trzeba „zagłodzić”! Wręcz odwrotnie, musimy doskonale odżywiać się, aby organizm miał energię do pokonania raka. Najlepiej byłoby wyjechać na jakąś ciepłą, egzotyczną wyspę obfitującą w doskonałe warzywa i owoce, pozbyć się wszystkich stresów, medytować, cieszyć się życiem i to wystarczy! Tak było w moim wypadku, tyle że zamiast na egzotyczną wyspę wyjechałem na wieś porzucając swoje dotychczasowe stresujące zajęcia! Opisałem to wszystko dokładnie w książce „Nie daj się umrzeć czyli Opamiętanie” więc nie będę teraz rozwijał tego tematu.
Zanudzałem Was rakiem może trochę zbyt długo, ale proszę pamiętać, że większość procedur z mojej mapy drogowej dotyczy także wszystkich innych chorób! Jeśli chcecie pozbyć się jakiejkolwiek upierdliwej dysfunkcji musicie zadbać o duszę i ciało oczyszczając i to, i to, zmienić sposób odżywiania, ćwiczyć, medytować, uzupełnić witaminy, dotlenić się itd. Całą drugą książkę „Nie daj się umrzeć czyli siedem recept” poświęciłem takim zmianom, które gwarantują zdrowie aż do samej śmierci, ale… patientci nie stosują się do zwartych w niej zaleceń. Nawet wtedy, gdy uważnie ją przeczytają. A potem przychodzą na sesje hipnoterapii i dopiero zmotywowani podczas hipnozy robią to wszystko o czym już wiedzieli z książki. I zdrowieją!
Niestety nie wszyscy!
Z przykrością muszę przyznać, że zdarzają się przypadki nieuleczalnych ludzi. Zauważcie, że napisałem „nieuleczalnych ludzi”, bo nieuleczalne choroby nie istnieją! Czasami zdarza się, że podświadomość patienta daje mi znać podczas hipnozy, że on musi odejść. Oczywiście nie mówię tego patientowi, ale najbliższej rodzinie tak. I najczęściej jestem proszony, żeby „mimo to” zajmować się dalej odchodzącym patientem, bo to mu daje nadzieję w tych policzonych już dla niego tygodniach.
Wciąż jest mi bardzo ciężko znosić odejście takiego patienta. Intelektualnie jestem w stanie to ogarnąć: że skończyła się jego misja w tym wcieleniu, że już nie cierpi, że odszedł do innego, lepszego wymiaru, ale moje serce ciężko to znosi, czasami bardzo ciężko, bo jeszcze mi się nie zdarzyło żebym nie pokochał jakiegoś swojego patienta. Każdy człowiek ma przecież taką piękną duszę! Na szczęście przypadki odejścia są bardzo rzadkie. Wszystkie pamiętam!
Stanisław Andrzej Penksyk ,co za kretyńskie wywody,życzę panu żeby pan złpał tego raka i sam się z niego wyleczył,ale myślę że w obliczu prawdziwej choroby zmieni pan zdanie
popieram, same bzdury wymyślone przez tego Pana
Żal mi was…..
Lekarze nie dosc,ze nie informuja o takich produktach,diecie,ktora wspomaga walke z rakiem,to wrecz zachecaja,aby jesc jak najwiecej,jak najbardziej kalorycznie,jako ze w wiekszosci przypadkow pacjenci traca na wadze. I tak nikt nie mowi,zeby unikac chociazby cukrow,ktore sa pozywka dla raka,badz mleka i jego niektorych przetworow,zeby nie zakwaszac organizmu,gdyz takie srodowisko to raj dla nowotworow… Wykorzystuje sie jedynie formy leczenia,ktore wyniszczaja organizm,a nikt nie podpowie,jak sie wzmocnic i naturalnie wspomoc (a nie dodatkowo utrudniac!) ta niezwykle ciezka walke. U nas lecznie zostało to skondensowane oprócz chemioterapi do kilku metod razem i nowotwór 4 klasy przepadł ( jajnika z przerzutami do węzłów chłonnych ) oprócz Olej CBD 5% decarboxylated – 40% kropel na dzień dodatkowo : dieta bez cukru , mięso tylko kurczak ( własny nie z marketu) ryba , gotowane nie smażone . + Wyciskarka wolnoobrotowa i dziennie 1 l soku (2x dziennie po pół l ) z buraków czerwonych ( własne) + d + K2 4000 jednostek -stosowaliśmy od firmy pharmovit ( badać poziom w razie wzrostu ponad normę odpuścić ) +żelazo ( badać ilość) witamina c co najmniej 2000 ( tego nie można przedawkować ) msm -czyli siarka organiczna również najlepsza od pharmovit +B17 amegdalina + reszta witamin tylko nie oszczędzać witaminy z górnej półki . Zioła : korzeń mniszka lekarskiego i piołun ( ewentualnie dodać kurkuminę z peperiną ) rano na czczo sok z 2 cytryn potem rozplanować dzień co kilka godzin witaminy zioła itp . Jest to złożone przeze mnie i żonę dla teściowej . Dieta ruch większości produktów znajdziecie na https://konopiafarmacja.pl/ super doradztwo i duża wiedza
Oj, naprawde wszystkie zdrowe produkty trzeba jesc i ograniczyc mieso i slodycze, wyciszyc umysl. I to wszystko.
W mojej rodzinie kobieta lat 56 jadla wszystkie zdrowe , wegetarianka, pila okej, siemie, cbd, mniszek i inne ziola, woda plazmowa, praktykowala zen i umarla, rak ja pokonal.
Potem kolejna ciotka – raczej nie lubi siemienia i ziol- rak krwi, dostała chemie celowana czyli niszczącą tylko nieprawidlowe komórki szpiku i krwi tzw blasty. Nawet jej wlosy nie wyszly po tym. Zyje juz 11 rok po tej chemii. Medycyna idzie naprzod. A rak to nie jakis obcy tylko nasze komórki nieprawidłowo sie dzielące. Prosze poczytac wiecej naukowych opracowan.