Na początku 2019 roku Najwyższa Izba Kontroli opublikowała raport dotyczący stosowanych dodatków do żywności, głównie tych, które znamy jako dodatki „E”. Już na samym wstępie stwierdza, że przeciętny konsument spożywa w ciągu roku 2 kg takich dodatków!
Wyobraź sobie, że aktualnie stosuje się ponad 330 różnych dodatków, które pełnią przeróżne funkcje: są to bawrniki, substancje słodzące, spulchniające, wzmacniacze smaku, emulgatory, itp. Wrzucać je można praktycznie do wszystkiego, bo prawo jest tak skonstruowane, że na to pozwala. Jest tylko niewiele wyjątków takich jak miód, tzw. żywność nieprzetworzona, naturalna woda, kawa i herbata.
Oczywiście wszystkie dodatki przechodzą badania pod kątem bezpieczeństwa spożywania wykonywane przez Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA). Ale wiemy jak to z badaniami bywa. Pewne jest jedno: wszystkie „E” badane były osobno, natomiast nikt nie badał tego jak oddziaływują one razem, w połączeniu, tak jak są serwowane w produktach. Dlatego NIK alarmuje, że system nadzoru nad stosowaniem dodatków nie gwarantuje pełnego bezpieczeństwa żywności.
A czemu nie wrzucić 19 dodatków w jeden produkt?
Nikt oczywiście też nie przejmuje się łączną ilością dodatków spożywanych przez przeciętnego konsumenta. A zaledwie 11% prosuktów dostępnych w sklepach nie zawiera substancji dodatkowych! Średnio na każy produkt przypada conajmniej 5 dodatków. Byli jednak rekordziści: przykładowo sałatka warzywna ze śledziem i groszkiem zawierała ich 12. Rekordową liczbę substancji dodatkowych zastosowano w kiełbasie śląskiej – 19.
A więc jeśli weźmiemy sobie ponownie na tapetę tego przeciętnego Kowalskiego, który spożywa pokarmy zgodnie z tym co reklamują media i zachwalają niektórzy „dietetycy”, to okazuje się, że potrafi przyjąć nawet 85 „E” dziennie! I to pod warunkiem, że samodzielnie przygotowuje obiad w domu, bo gdyby jadł na mieście lub produkty gotowe jak dania-instant to byłoby jeszcze gorzej. Ciekawie obrazuje to poniższa infografika:
Dzieci w grupie podwyższonego ryzyka
Jak czytamy w raporcie NIK:
Najbardziej narażone na przekroczenie akceptowanego dziennego spożycia dodatków (ADI) z dietą, ze względu na niższą masę ciała i upodobania smakowe, są dzieci – głównie w wieku do 10 lat. Najwięcej dodatków jest w produktach, które dzieci lubią najbardziej, czyli ciastach, aromatyzowanych napojach, lodach, parówkach. Z monitoringu spożycia i stosowania dodatków do żywności, przygotowywanego przez Instytut Żywności i Żywienia wynikało, że przyswojenie z dietą kwasu sorbowego i sorbinianów – konserwantów dodawanych głównie do ciast, przetworów warzywnych, pieczywa, aromatyzowanych napojów – znacznie przekraczało limit i w grupie dzieci 4-10 lat wynosiło 291 proc. akceptowanego dziennego spożycia (ADI). U 5 proc. dzieci i młodzieży (1-17 lat) pobranie tych dodatków wynosiło aż 681 proc. Tymczasem spożycie z dietą np. azotynów, obecnych m.in. w wędlinach, parówkach, peklowanym mięsie, u najmłodszych dzieci wynosiło ponad 160 proc. dopuszczalnego limitu, a u 5 proc. dzieci w wieku 1-3 lat kształtowało się na poziomie aż 562 proc.
GIS-u ma ważniejsze sprawy na głowie….
Główny Inspektor Sanitarny zajmuje się jak wiemy przede wszystkim promocją koncernów farmaceutycznych sprzedających szczepionki – znamy cykl idiotycznych filmików jak choćby ten, które pokazują jakiego to dobra sobie odmawiamy. Natomiast nie inicjuje żadnych działań mających na celu stwierdzenie jak spożywanie takiej ilości dodatków w pożywieniu może wpływać na nasze zdrowie. Tymczasem dostępnych jest coraz więcej dowodów i publikacji, które wskazują na szkodliwość niektórych dodatków do żywności. Czytamy dalej:
W zleconej przez NIK ekspertyzie wśród dodatków, które mogą wywoływać alergie wymieniono barwniki spożywcze, szczególnie syntetyczne (m.in. E 123, E 110, E 122) oraz konserwanty z grupy siarczynów. Wskazano również, że niektóre barwniki (E120 koszenila, E124 czerwień koszenilowa i E 129 czerwień Allura), mogą powodować groźny dla życia wstrząs anafilaktyczny. Barwniki te są często używane w wędlinach, napojach, sałatkach. Są one szczególnie niebezpieczne dla dzieci oraz osób uczulonych na salicylany. Jako dodatki o wysokim potencjale pronowotworowym wymieniono konserwanty: kwas benzoesowy (E 210) i jego pochodne oraz azotyny i azotany (E 249, E 250, E 251, E 252). Także Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) potwierdził niektóre dowody na związek azotynów w diecie z nowotworami żołądka oraz połączenia azotynów i azotanów z przetworzonego mięsa z nowotworami jelita grubego. W zleconej ekspertyzie stwierdzono ponadto narażenie na rakotwórcze N-nitrozoaminy, które powstają m.in. podczas termicznej obróbki żywności zawierającej te substancje, czyli np. podczas podgrzewania kiełbas. Ponadto mogą one być niebezpieczne dla kobiet w ciąży.
I tak w przeanalizowanych przez NIK 501 produktach żywnościowych azotyn sodu (E 250) występował w składach aż 130 produktów żywnościowych, ww. barwniki wystąpiły łącznie w 53 produktach żywnościowych, a kwas benzoesowy i jego pochodne – w 36 produktach.
Nadkwasota, kamienie nerkowe, reakcje rakotwórcze…
W ekspertyzie stwierdzono ponadto, że częste używanie kwasu askorbinowego E 300 może przyczyniać się do powstania nadkwasoty, tworzenia kamieni nerkowych, a w wyniku jego reakcji z benzoesanem sodu E 211 uwalnia się rakotwórczy benzen. W przeanalizowanych przez NIK składach żywności kwas askorbinowy E 300 zadeklarowano w 96 produktach.
Parówkowy hit
Jednym z powszechnie promowanych produktów, także często podawanych dzieciom są parówki. Oczywiście parówka parówce nierówna, ale potrafią zawierać nawet 16 substancji dodatkowych. A tymczasem „Don GIS-u” z rozbrajającą szczerością stwierdza, że „procesy produkcji żywności są sprawą producenta”. Tymczasem warto pochylić się dlaczego parówki mają aż 16 takich dodatków. Otóż według eksperta ze strony NIK, może to być sposób na nieprzekroczenie limitów ilościowych dodatków odpowiadających za dany proces technologiczny. Zastosowanie jednego związku w ilości zapewniającej pożądany efekt technologiczny spowodowałoby ich przekroczenie, natomiast użycie kilku substancji dodatkowych o takiej samej funkcji technologicznej może to ryzyko zniwelować.
Nikt nie podaje ile można przyjmować dodatków
No właśnie, nikt nie przejmuje się tym ile faktycznie zjadamy tych dodatków, jaki jest dopuszczalny dzienny poziom ich spożycia – oczywiście bezpieczny poziom spożycia. NIK postuluje tu zmianę etykietowania, która ułatwiłaby konsumentom ocenę takich zagrożeń.
Raport bez echa
Jak to u nas często bywa, taki raport przechodzi bez większego echa. W sumie to nie jest nikomu na rękę. Ani producentom tych wspaniałych produktów, ani hurtownikom i sklepom, które z tego żyją, ani mediom głównego ścieku, które je reklamują. Na przykład taka margaryna: przecież jest zdrowa, obniża cholesterol, polecana także dla dzieci. Nie wierzysz? No to sprawdź sobie co np. takie Radio Zet zamieszcza na swoich stronach (nomen omen na podstronach z dopiskiem „zdrowie”). NIK w podsumowaniu pisze, że właściwie nikt nie kontroluje rynku dodatków i tego jak są stosowane przez producentów, a we wnioskach i zaleceniach apeluje do rady ministrów, ministra chorób (o pardon, zdrowia) oraz do GISu o zmianę prawodawstwa w tym względzie oraz podjęcie konkretnych działań.
Jakie rezultaty?
Coś słyszeliście o jakichś zmianach w tym względzie? Nieeeee, i jeszcze długo nie usłyszycie, bo to nie jest temat który by kogokolwiek interesował. Znacznie lepiej sprzedaje się 5 zachorowań na odrę jednym miesiącu wieszczące rychły wybuch kolejnej epidemii, nie wspominając o najpopularniejszej chorobie świata. Zawsze można też zrobić nalot na magazyny Visanto w celu „zaaresztowania” groźnej trawy pszenicznej, która może tak wielu osobom zaszkodzić.
Źródło danych: https://www.nik.gov.pl/aktualnosci/e-w-zywnosci-bez-kontroli.html
Pisanie o tym że E300 jest złe mając równocześnie wpisy na temat zalet witaminy C to czysta hipokryzja
W raporcie jest wyraźnie napisane o reakcji E300 z innymi E, w tym z E211, co moze prowadzić do powstawania rakotwórczych substancji. Proszę więc czytać cały tekst ze zrozumieniem, a nie pisać o hipokryzj.