Na przestrzeni pierwszych 10 lat dzieciństwa doświadczyłam licznych traum, które zaważyły na jakości mojego życia i zdrowia na wiele kolejnych lat, zanim się tym nie zajęłam sama. Jako dziecko i nastolatka byłam leczona w medycynie objawowej, głównie na bóle brzucha, z którymi miałam największy problem. Będąc już nastolatką, zauważyłam, że najbardziej pomagały mi, szczególnie w nocy, moje ręce, przykładane na tę część ciała – abym mogła zasnąć. Już wtedy wiedziałam, że moja droga życiowa będzie związana ze znalezieniem “recepty” na moje zdrowie.
I tak skończyłam farmację z kierunkiem analitycznym. Zrządzeniem losu, gdy zatrudniono mnie w uczelni, moja droga związała się z immunologią i diagnostyką kliniczną. Byłam zdeterminowana, aby odpowiedzieć sobie na pytanie – dlaczego choruję od tak dawna? Miałam już wtedy wiele diagnoz: przewlekły nieżyt błony śluzowej przewodu pokarmowego, zespół złego wchłaniania, chorobę żołądka i dwunastnicy, a także tężyczkę, chorobę niedokrwienną serca, osteoporozę…. Dziwnym trafem “pasowały” one do tego, na co cierpiał mój ojciec – “jako polityczny”, torturowany przez lata w różnych więzieniach. Brałam więc leki garściami – bez efektu.
Po latach dostałam 1-roczny urlop akademicki na ratowanie zdrowia. Już wtedy uświadomiłam sobie, że jestem w martwym punkcie. Właśnie wtedy trafiłam na zajęcia w Akademii Życia, stworzonej przez b. aktorkę Lucynę Winnicką . Ona właśnie uświadomiła mi psychosomatyczne aspekty moich problemów. To był okres, kiedy medycyna sztywno trzymała się paradygmatu maszyny i reperacji jego uszkodzonych części. 1-2 lata później, opuściłam naukę, której zawdzięczam doktorat z immunologii i specjalizację z diagnostyki klinicznej. Nie wiedziałam zupełnie w tym czasie, czemu ma służyć ta dziedzina nauki w moim przypadku. Dowiedziałam się tego znacznie później.
Właśnie wtedy znalazłam się na szkoleniu (za kogoś) w Centrum Kreowania Liderów, gdzie prowadzący – Amerykanin powiedział na początku: “dopóki nie nauczysz się zarządzać sobą, nie jesteś w stanie zrozumieć, co znaczy zarządzać innymi”. To zdanie było dla mnie fundamentalne. Dzięki wykładowcy rozpoczęłam swoją drogę “zarządzania sobą”, bazując na systemie zwanym “psychosyntezą – psychologią z duszą”, którą zgłębiałam kolejne lata, ucząc się za granicą, a przede wszystkim praktykując na sobie – systematycznie odkodowując własne traumy – “na żywym organizmie”. i odwołując dane mi w darze diagnozy.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że przede mną najważniejsze wyzwanie: zespół fibromialgii. Tym razem zostałam powalona na łopatki, nie mogąc się zupełnie ruszać, cierpiąc niesamowite bóle. Diagnozę postawiłam sama, a potwierdził po kilku miesiącach IR, gdzie się znalazłam. Została ona natychmiast odrzucona, gdyż wtedy FM była prawie w Polsce nie znana.
Po 2 tygodniach diagnostyki moja diagnoza okazała się trafna. Niemniej, ze względu na zaproponowane mi klasyczne leczenie = sterydy i psychotropy, już tego dnia byłam na wolności – z odpowiedzialnością za siebie we własnych rękach. W tym czasie mój organizm reagował nietolerancją na wiele leków, co było dla mnie wyjątkowo korzystne, choć nie wiedziałam, jak robić to inaczej. . Rozwiązania przychodziły jedne za drugimi. Oprócz bardziej dogłębnych, kompleksowych badań metabolizmu – nieinwazyjnych (np. analizy pierwiastkowej włosów), zaczęłam oddziaływać na wiele przestrzeni ciała: fizyczną, mentalną, emocjonalną i duchową.
W tych ostatnich właśnie szczególnie pomogła mi psychosynteza. W ciągu 2 lat nie miałam śladów po FM. Oprócz “uzdrawiania ciała”, włączyłam w nie swoją duszę – moje traumy, które są cierpieniem duszy – nie ciała. Ranienie psychiczne nie leczy się bowiem środkami z innego poziomu, bo to dotyczy źródła naszej tożsamości – kim jesteśmy. A ponieważ byłam immunologiem, zrozumiałam, że odporność ma głębsze poziomy, zgodnie z zasadą psychosyntezy “kop głębiej”, a tam można znaleźć to, co w samej istocie siebie i zaczynamy to chronić. To jest “immunologia duszy”. FM pożegnałam 10 lat temu. Wszystko to opisałam ze szczegółami w kilku z moich omal 40 książek. Zrozumiałam też inne problemy z autoimmunoagresji – mają te same korzenie – na poziomie ranienia duszy. Trzeba te rany uzdrowić – do spodu! A ten sposób jest kompleksowy: dotyczy ciała, myśli, emocji i duszy i powrotu do tego, kim jesteśmy.
Treść oraz adres email opublikowane za zgodą autora.
Witam, czytam te artykuły i odnosze wrazenie ze tu moge znalezc pomoc, prosze o kontakt