Dzisiaj chcielibyśmy pokazać Wam film dokumentalny dotyczący taniej żywności, którą najczęściej możecie kupić w marketach. Zanim jednak go obejrzycie, chciałbym podzielić się z Wami kilkoma słowami refleksji.
Na wstępie może warto zastanowić się co rozumiemy pod pojęciem „żywność”? Dla mnie oznacza to dostarczanie organizmowi niezbędnych składników odżywczych umożliwiających jego sprawne funkcjonowanie oraz rozwój. Naturalnie nie jestem doskonały i sam często ulegam pokusom zjedzenia produktu, który z powyższą definicją niewiele ma wspólnego. Dla wielu ludzi jest jednak zupełnie odwrotnie.
Dlaczego tak wielu ludzi odżywia się w ten sposób na codzień? Różnie to bywa. Jedni z własnego wyboru, inni zwyczajnie go nie mają licząc się z każdym groszem i kupując to co jest zwyczajnie najtańsze. Często jest to też kwestia świadomości. Nigdy nie zapomnę rozmowy z moją koleżanką na temat Nestea, którą podawała swojemu kilkuletniemu dziecku. Na moją uwagę, że to głównie cukier i chemia i lepiej, by tego nie robiła, wydała się kompletnie zaskoczona, gdyż była autentycznie przekonana, że to tylko… „herbata na zimno” – a cóż złego może być w herbacie? No właśnie…. To mogło wzbudzić śmiech. Ale czy nasza świadomość w kwestii innych, mniej oczywistych produktów jest równie wysoka? Śmiem w to wątpić.
Skąd się bierze śmieciowe jedzenie?
Rodzi się też pytanie skąd bierze się tania żywność? W moim przekonaniu z presji rynkowej, by wszystko było tańsze, szybciej dostarczone i jak najczęściej kupowane. Aby tak było trzeba ładować w te produkty cukier, bo inaczej nasz mózg nie wytworzy odpowiedniej ilości dopaminy i istnieje ryzyko, że do produktu już nie wrócimy. A to dla korporacji jest dramat. Główny motor to chęć coraz większych zysków, a tu często głównym winowajcą jest presja sklepów wielkopowierzchniowych, które konkurując ze sobą wywierają na dostawców ogromną presję, by dostarczać towar po jak najniższej cenie. A to musi się przekładać na jakość produktu – nie ma szans, by było inaczej. A to z kolei ma już bezpośredni wpływ na nasze zdrowie.
Cierpienie odłożone w czasie
Problem jest w tym, że nasze zdrowie nie rujnuje się z dnia na dzień – nie jesteśmy w stanie tego dostrzec. Gdy widzimy w wiadomościach jakąś tragedię np. szaleniec z bronią zaatakował szkołę i zginęły dzieci – to jako społeczeństwo jesteśmy w stanie reagować relatywnie szybko, tworząc nowe prawo, przeprowadzając kontrole kto ma dostęp do broni itp. Wiemy, że mechanizmy zawiodły i trzeba to zmienić. Ale w przypadku żywności nie mamy już takiego odruchu – bo tego nie widać. A jedząc śmieciowe, tanie jedzenie – nie waham się użyć tego słowa – mordujemy całe narody lub przynajmniej skutecznie skracamy im życie i narażamy na cierpienia spowodowane przeróżnymi chorobami.
Cierpienie jednostki nad cierpienie całego społeczeństwa? Jasne, cierpienie nie ma miary ilościowej i mieć nie powinno. Każde cierpienie to czyjaś osobista tragedia. Tym bardziej jako społeczeństwo powinniśmy się obudzić, głośno i stanowczo manifestować brak zgody na zatruwanie nas produktami i żywnością, która ma na celu tylko oszukanie naszych umysłów i zatruwanie organizmu wyłącznie w celu przynoszenia zysków koncernom. Czy naprawdę jako ludzkość nie potrafimy inaczej? Przecież w przeszłości w różnych społeczeństwach udało się osiągnąć tak wiele, rzeczy wydawało się nienaruszalnych, właśnie dzięki ruchom i aktywności: prawo do głosowania dla kobiet, rewolucje (no, nie wszystkie były dobre), czy równouprawnienie ludzi bez względu na kolor skóry – zmiany fundamentalne, dzięki społecznym naciskom. Czy tak nie może być w kwestii żywności? Wierzę, że może, tylko trzeba o tym cały czas mówić i szerzyć wiedzę, by dotarła do jak największe liczby ludzi.
I chciałbym, by także m.in. dzięki temu blogowi taki głos był słyszalny.
A w filmie polecam fragmenty o karmieniu kur, płukaniu krewetek chlorem i słynnym już łososiu. Zapraszam:
masz rację panie Piotrze